środa, 29 maja 2013

1000 wyświetleń


Z całego serduszka chciałabym podziękować ludziom, którzy odwiedzali mój blog.. Jest mi niezmiernie miło z tego powodu, może dla niektórych to nic, ale dla mnie 1000 to mega wyróżnienie, wiedząc jeszcze, iż nikt z moich znajomych nie wiem, że pisze bloga.. Jestem mile zaskoczona, oczywiście chciałabym aby więcej osób to czytało, może należy jeszcze trochę poczekać, nie wiem... Zobaczymy ;) Jeszcze raz chciałabym wszystkim podziękować za komentarze, które w stu procentach były pozytywne. Zawsze chciałam prowadzić bloga, jednak bałam się tego jak ludzie na to wszystko zareagują, jednak nie jest tak źle.

KOCHAM WAS!

niedziela, 26 maja 2013

sidła przeznaczenia c.d


...W drodze do szkoły strasznie zaczęła boleć mnie głowa. Czasem tak miałam, ale tym razem ból był dwa razy mocniejszy, nie do wytrzymania. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam odliczać od dziesięciu do zera. Nie pomogło, przed moimi oczami ukazał się pewien obraz, tak jakby sen na jawie. Jestem pewna, że każdy widok mogę zapomnieć, ale nie ten. Znak? Ale od kogo? Boga, zgłupiałam już do reszty, widzę zmarłych i w dzień powszedni myślę o Bogu. Próbowałam pozbyć się z pamięci widoku twarzy kobiety, która zabiła się na moich oczach. A ja wyławiałam ją z wody, później trzymałam jej dłoń. Udało mi się, jeszcze oddychała. Ale kiedy przyjechała karetka kobieta padła trupem. Cholera jasna. Nie zapomnę na długo jej twarzy, tego miejsca, tego co miała wtedy na sobie, jej oczu, tamtego pomostu i drogi do niego, tej tafli wody, drabiny, karetki i lekarzy, którzy wtedy przyjechali. Obudziłam się w szpitalu, poznałam jednego lekarza, był z mojej wizji, tylko nieco starszy. Czyżby to wszystko wydarzyło się naprawdę. Nie umiałam sobie tego wszystkiego racjonalnie wytłumaczyć. 

- C-c co się stało? Gdzie jestem? Co ze szkołą, mam dzisiaj bardzo ważny tekst -Rozejrzałam się po sali segregacji, znajdowałam się w pobliskim szpitalu, nie chciałam tutaj być, nie lubię szpitali. Pracują tutaj osoby niedoświadczone, którym nie leży na sercu los innych, są tutaj tylko i wyłącznie aby zarobić jakieś marne grosze, tak na prawdę nie zależy im na tym aby ludzie, którzy tutaj trafiają wyzdrowieli.. Znam to, ostatnimi czasy trafił tutaj mój dziadek, był ciężko chory miał guza mózgu, nie zdołali go uratować. Nawet nie próbowali. On walczył, walczył do końca.. W pewnym momencie gwałtownie zerwałam się ze szpitalnego łóżka i zaczęłam krzyczeń wniebogłosy, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, czułam się tak jakby opętał mnie szatan. 
- O nic się nie bój kruszynko, jesteśmy tutaj aby Ci pomóc. - Starszy mężczyzna z mojej wizji odezwał się do mnie. Wyglądał na miłą osobę, była to pierwsza i ostatnia chyba osoba tutaj, która zrobiła na mnie dobre wrażenie. Biła od niego dobroć, tak jakby był aniołem i został zesłany tutaj na ziemię aby się mną zająć. Miał siwe,zadbane włosy i śmieszny wąs, przypominał nieco dżdżownicę.  - Na prawdę to dla twojego dobra, nikt Ci nie chce zrobić krzywdy, młoda kobieta zadzwoniła po nas, powiedziała, że znalazła Cię na drodze, przy ruchowej autostradzie, leżałaś nieprzytomna.. 
- .. Czy ja mam raka? - Przerwałam lekarzowi, nie chciałam umierać. Bałam się, nie chce umierać tak jak dziadek, chce umrzeć śmiercią naturalną.. Przede mną było jeszcze tyle życia, nigdy nie miałam chłopaka, prawdziwej przyjaciółki.. Ta chce żyć. W tej samej chwili poleciały mi słone łzy z oczu. - Proszę niech mi pan powie jestem gotowa na najgorsze. - Mężczyzna nic nie odpowiedział, parsknął tylko śmiechem i wyszedł. 

Rozdział II

W końcu weekend. Okazało się, że nic mi nie jest. Byłam przemęczona, za dużo ruchu za mało snu oraz jedzenia. Starszy lekarz zapisał mi witaminy, które muszę brać przez pewien czas. Wróciłam do domu, bardzo się cieszę. W końcu czuję, że żyję. A-ale tęsknie za tatą.. Nie widziałam go od wielu miesięcy.. Tak bardzo chciałabym choć na moment móc się do niego przytulić, poczuć jego zapach, dotknąć. Serce mi się kraje jak widzę małe, szczęśliwe dzieci biegające po osiedlu, a tuż obok nich tatuś obserwuje ich każdy ruch, troszczy się o nie, czemu ja tak nie mogę mieć.. Tak bardzo mi tego brakuję.. Otworzyłam jak codzień pamiętnik Katherine Johnson, musiałam się czegoś o niej dowiedzieć, może będzie napisane gdzie mieszka. Ktoś z moich znajomych musi ją znać. Myśl Rose, myśl. 

21.06.1890r
Prywatne zapiski Katherine Johnson
"Scarlett gdzie jesteś? Minęło już tyle czasu, a ja nadal nie mogę się pozbierać. Nikt nic, nie wie. Czemu milczą? Nie opuszczę Anglii dopuki, doputy Cię nie odnajdę, nawet jakbym miała skonać, nie odpuszczę. Za bardzo Cię kocham.."

- Ciekawe czy się odnalazła. Biedna, mała Scarlett. Ludzie są podli, jak można zrobić  takie coś drugiej osobie. Ja tego nie rozumiem. -odłożyłam pamiętnik, nie mogłam dalej tego czytać, mimo tego, że znałam cały dziennik na pamięć nie mogłam teraz zaprzątać sobie tym głowy, musiałam zająć się sobą.. Z dołu usłyszałam krzyk starszej kobiety. Rose, Rose Any Mallory na dół [..]. Mama, jak zwykle w odpowiednim momencie sobie o mnie przypomina.
-Mamy dla Ciebie z babcią niespodziankę, na twoje piętnaste urodziny. Zapisałyśmy Cie do szkoły z internatem "School Marii Katherine" w miasteczku Bakewell obiecuję Ci, że będzie fajnie. - Mama patrzyła się na mnie z litością w oczach, chciała się chyba pozbyć mnie z domu, najwidoczniej sprawiałam jej wiele kłopotów i miała mnie dość. Po chwili jednak wtrąciła.. - Ale oczywiście jesli nie chcesz, możesz dalej chodzić do tej szkoły, pomyslałyśmy jednak z babcią, iż tak będzie dla Ciebie lepiej. 
-Co miałam robić? Widze przecież, że nie chcą mnie w domu. Musiałam się zgodzić, może to sprawi, że przesanę myśleć o Scarlett i tej całej chorej historii. - Bardzo się cieszę mamo, dziękuję wam. Zawsze o tym marzyłam - Wtrąciłam. 

wtorek, 14 maja 2013

urodziny


Dziękuję całej swojej klasie za wspaniałe urodziny, za śpiew (troche fałsz), za życzenia ogólnie za wszystko. Jednak w dużej mierze te urodziny były najlepsze w moim życiu dzięki mojej najlepszej przyjaciółce Alicji. Dostałam od niej pudełko na pamiątki (juz jest całe zapełnione O__O) oraz własnoręcznie zrobiony kupek. Przepraszam, iż zrobiłam Ci taką wieś dzisiaj w autobusie, tramwaju, złotych tarasach oraz na ulicy ale taka już jestem i wiem, że właśnie za to mnie kochasz. 


Życzenia od Jaśminki totalnie mnie zaskoczyły: Kochanie, życzę Ci abyś w trzeciej gimnazjum miała czerwony pasek, ogólnie abyś była zdrowa no i oczywiście, życzę Ci abyś była szczęśliwa oraz piękna jak dotychczas. Życzę Ci także w tym jakże szczególnym dniu abyś miała zajebistych znajomych i aby kochali Cię tak jak ja kocham Ciebie. <33

URODZINY UWAŻAM ZA UDANE. !!

sobota, 11 maja 2013

Smutek.

“Smutek jest drzewem, a jego owocami łzy.”



Bajka o zasmuconym smutku

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, 
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, 
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. 
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała: 
"Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, 
a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem" 
"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco. 
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną. 
Nie boisz się?" "A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? 
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. 
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?" "Ja ... jestem smutny."
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...", 
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?" 
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem,
"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. 
Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął.
"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. 
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. 
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. 
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. 
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. 
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. 
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
"Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. 
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. 
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. 
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, 
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! 
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem 
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. 
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. 
Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł. 
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, 
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. 
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. 
"Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule.
"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. 
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. 
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać. 
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, 
jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!"


Samotność.

SAMOTNOŚĆ




Poczucie opuszczenia odbija się niekorzystnie na życiu psychicznym. Spotkałam w swym życiu ludzi samotnych, którzy samotnie wcale się nie czuli, spotkałam i takich, którzy w otoczeniu rodziny i przyjaciół cierpieli z powodu osamotnienia. Samotność nie wybiera, może spotkać każdego z nas - malucha, który nie zna miłości rodziców, nastolatka zaszczutego przez grupę rówieśniczą, młodą kobietę, która przypomina „kościotrupa", ale w lustrze nadal widzi spasionego prosiaka, mężczyznę, od którego świat wymaga by był romantyczny, zaradny, opiekuńczy, dobrze zarabiał ... no i koniecznie świetnie tańczył, staruszka, który przeżył już wszystko, nawet własne życie.



ŚMIERĆ.
CO?
ŚMIERĆ.
CO MASZ NA MYŚLI?
ŚMIERĆ,ŚMIERĆ PO MNIE PRZYSZŁA.


 Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej... czy widzieliście coś bardziej idiotycznego? Kilku idiotów przerzuca piłkę na drugą stronę boiska, kilku kolejnych idiotów odrzuca ją z powrotem... a miliony innych idiotów gapi się na to, jakby działo się coś niezmiernie ważnego. W tłumie czują się lepiej i zdrowiej, gdyż wokół jest tylu podobnych ludzi. Każdy wspiera każdego by nie czuć się szalonym.

Wystarczą trzy tygodnie całkowitej izolacji: żadnych gazet, telewizji, radia, żony, męża, dzieci. Trzy tygodnie bez religii, społeczeństwa, klubów, uniwersytetów... pojawi się lęk, dosłownie oszalejesz. Będziesz zdumiony, widząc siebie w zupełnej samotności. Zrozumiesz, że to co robiłeś przez całe swoje życie, było niczym innym, jak tylko zakrywaniem dziur i ran własnego istnienia, zakrywaniem ich pięknymi kwiatami. Ale kwiaty nie uleczą ran. Być może odkryte rany mogą się zabliźnić. Zakryte, wypełniają się coraz większą ropą. Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym. Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.



Jesteśmy sobie obcy. Być może spotkaliśmy się i żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami. Przestań uciekać od siebie samego i zatapiać się w różnych rodzajach narkotyków, relacji, religii. Nie przerzucaj własnych problemów na innych. Każdy musi sam rozwiązywać własne problemy, a nie ma ich zbyt wiele wszystkie są wynikiem jednego, którego nie rozwiązałeś dotychczas. Problem ten tkwi w tym, jak wejść we własną samotność bez lęku? Moment, w którym wejdziesz we własną samotność bez lęku, będzie tak pięknym i ekstatycznym doświadczeniem, że nie istnieje nic, z czym mógłbyś to porównać.

Zaakceptuj samotność radośnie, wejdź w nią tak głęboko, jak to tylko możliwe. Im głębiej się znajdziesz, tym odleglejsze staną się wszystkie problemy. Nie ma już potrzeby potrzebować, nie ma potrzeby być potrzebnym. I chwila gdy dotkniesz samego centrum własnego istnienia będzie oznaczała, że dotarłeś do domu.



wtorek, 23 kwietnia 2013

Kompleksy

Kompleksy

Cześć, to znowu ja. Postanowiłam, że w końcu coś tutaj napiszę. Ostatnimi czasy nie miałam na nic kompletnie czasu. Napisałam rozdział swojej książki. Sukces. Imieniny mojej mamy, goście, znajomi. Jest piękna pogoda i trzeba korzystać. Prawda? Jednak teraz nie mam co ze sobą zrobić, więc postanowiłam, że napiszę kolejny post tym razem trochę o sobie, to chyba nowość. A mianowicie o swoich kompleksach, co mi się w sobie nie podoba, co mnie denerwuje. 

1. Nogi - moje nogi są ohydne. Grube, krótkie i krzywe. Wszystko z nimi jest nie tak ;// Jednak jestem jedną z tych osób, którym nic kompletnie się nie chce. Chciałabym być chuda, mieć piękną figurę, ale jestem LENIEM. Od miesięcy przymierzam się do biegania, chciałabym mieć lepszą kondycję i figurę, może wtedy byłabym bardziej otwarta na nowe znajomości i zaczęłabym chodzić w spódnicach oraz sukienkach. Nikt z osób, które mnie znają nie wyobraża sobie mnie w takim stroju. A czemu? Bo nigdy tak przy nich nie chodziłam.. Założyłam się nawet z koleżanką, że zrobię całe 42 dni szóstki Wejdera. Skończyłam na 10 dniu. Od jutra BIEGAM. 

2. Brzuch - Każdy z moich znajomych mówi, że mój brzuch jest idealny. Płaski. Okej, może mam płaski brzuch jak nie jem nic przez cały dzień. Dopiero gdy wracam ze szkoły o godzinie 16 coś przekąszę, wiem, że jest to niezdrowe blablabla, ale tak już mam.  Zawsze chciałam mieć umięśniony brzuch, ale jak już wcześniej pisałam, jestem strasznym leniuchem. Nienawidzę ćwiczyć. Może i mam szósteczkę z wychowania fizycznego, ale wtedy się zmuszam. Kiedyś, owszem :) Niedawno miałam nawet taki okres w swoim życiu, że się załamałam. Byłam w domu przez cały dzień i co robiłam? Oczywiście jadłam. Później jednak przejrzałam się w lustrze i przeraziłam się gdy to ujrzałam... o.O Umięśniony brzuszek to podstawa....

3. Wzrost - Nienawidzę swojego wzrostu. Zawsze chciałam być wysoka. metr siedemdziesiąt. Wzrost idealny dla dziewczyny, ale taki kurdupel jak ja może sobie tylko pomarzyć. Jestem dziesięć centymetrów niższa i jestem jedną z najniższych osób w klasie. Wyobraźcie sobie jak wyglądam jak gramy w koszykówkę na wf. Mam piłkę, przymierzam się do rzutu, jednak przede mnie podbiegają dwie wysokie laski z przeciwnej drużyny no i oczywiście nie mam szans, blokują mnie. Nie mogę nic zrobić.. Okej wiem, że jestem niska. Jednak moje wspaniałe koleżanki muszą mi później dogryzać. "wiesz co Natalia, ty jesteś taka śmieszna, bo jak gramy w kosza, to jak ty biegniesz i ja to jesteś o połowę niższa i patrzę na Ciebie z góry i to tak śmiesznie wygląda" 

4. Waga - Moja waga nie jest w sumie najgorsza, ale chciałabym mieć stałą wagę.. Wiem, że jest to możliwe i jakbym bardzo chciała to by mi się to udało. Wszystko się da, ale trzeba tylko trochę się przyłożyć. Tia przyłożyć... Mój przedział wagowy to 40-50. Jeszcze nigdy nie ważyłam pięćdziesięciu kilogramów i nie chciałabym aby to nastąpiło. Moim marzeniem jest ważyć 45kg. Wiem, że się dal gdyż moja o trzy lata starsza siostra, która jakoś w moim wieku ważyła 64kg. aktualnie waży ok. 50kg. 

5. Dieta - Strasznie niepokoją mnie moje nawyki żywieniowe. Za dużo słodyczy, za dużo tłuszczy za dużo po prostu niezdrowego jedzenia. Chciałam zostać wegetarianką, jednak moja mama mi nie pozwoliła, a z resztą boję się, żebym sobie nie umiała ułożyć odpowiedniej diety. Krótko mówiąc, nie umiałabym odpowiednio się odżywiać. Musze to wszystko ograniczyć, ale nie umiem. Podjadanie. To jest straszne. Wiecie może jak to wszystko przezwyciężyć? Zero słodyczy? Ale, że tak na zawsze.. nie umiem. 


No i to chyba na tyle. Jak na razie tylko tyle rzeczy przyszło mi do głowy. Może wy macie jakieś sytuacje, kompleksy z którymi nie możecie sobie poradzić? Piszcie śmiało ja postaram się wam w jakiś sposób pomóc :) 

sobota, 20 kwietnia 2013

Sidła Przeznaczenia c.d

Sidła przeznaczenia c.d



ROZDZIAŁ I

5.05.1890r
                                              Prywatne zapiski Katherine Johnson
"Minęło dokładnie pięć lat od momentu jak zabrano mi małą Scarlett. Dzisiaj moja mała miałaby urodziny. Traktowałam ją jak własną córkę. Sądziłam, iż Anglia, jest spokojnym krajem, więc postanowiłam, że tutaj zamieszkamy, jednak myliłam się. Zatrzymałyśmy się w opuszczonym domu, nie wyglądał  on na bezpieczny ale nie miałyśmy pieniędzy aby zapłacić za nocleg w pobliskim hotelu, zostawiłam dosłownie na moment małą Scarlett aby poszukać jakiegoś pożywienia, gdy wróciłam, jej już tam nie było. Czy ktoś ją porwał? Nie umiałam sobie tego racjonalnie wytłumaczyć, w mojej głowie roiło się od czarnych myśli. "

Kto to był Katherine Johnson? Co noc zadawałam sobie to samo pytanie. Kim jest i kim była ta cała Scarlett. I czemu akurat ja mam jej pamiętnik? Zawsze jak pytałam rodziców o tą  kobietę , nie wiedzieli co mają mi odpowiedzieć, czy oni wiedzieli więcej ode mnie? Ale czemu milczeli. Chyba nigdy się nie dowiem.  Mieszkam od piętnastu lat w Anglii i mam tyle samo lat co Scarlett, to pewnie przypadek. Możliwe, że dziewczynka, którą kiedyś porwano mieszka tuż obok mnie, może nawet się znamy. Tylko sprawcy nadali jej inne imię aby nie wzbudzać podejrzeń. Biedna panna Katherine, sama w tym wielkim mieście. Będąc młodą kobieta, tyle przeszła, na szczęście ja mam swoich kochających rodziców, którzy nigdy mnie nie opuszczą.  Nawet gdy miewam koszmary są obok mnie. Czy to dziwne, że gdy zamykam oczy widzę błękitnooką kobietę, nie jest stara. Wręcz przeciwnie, jest młoda i piękna. Tryska zdrowiem. Ale jest przerażona, za wszelką cenę chce uciec z kraju... Słyszę trzy strzały z broni wojskowej i w pewnym momencie się budzę, czemu akurat teraz? Co jest dalej.. Czy to ona zostaje postrzelona? Nie wiem nic, może to panna Katherine Johnson. Moja babcia, a to oznacza, że Scarlett to moja ciocia albo mama.. Nie to nie możliwe, przecież moją matką jest niejaka Any Forie-Mallory, córka bogatej wdowy Melanie Forie. Mama nie miała rodzeństwa, była jedynaczką. 
    -Rose, Rose Any Mallory. W tej chwili proszę zejść mi na dół. Wołam Cię od piętnastu minut a ty nawet nie raczysz się mi pokazać. 
Do rzeczywistości przywrócił mnie krzyk mojej matki, była pobudliwa i nie tolerowała spóźnialstwa. Ja jednak byłam straszną niezdarą i zawsze spóźniałam się na przyjęcia, które organizowali rodzice. 
   -Już idę mamo. Proszę poczekaj jeszcze chwilę. - odłożyłam pamiętnik niejakiej Katherine i szybkim krokiem zeszłam po drewnianych schodach do kuchni, gdzie czekała na mnie moja mama. Ojca jak zwykle nie było w domu. Dla niego liczyła się tylko praca. - Wszystkiego najlepszego kochanie z okazji piętnastych urodzin. - Przytuliła mnie z całej siły i pocałowała w czółko, kompletnie zapomniałam o moich dzisiejszych urodzinach. Ale zaraz, zaraz dzisiaj piąty maja. Scarlett też ma dzisiaj urodziny, czy ja jestem..? Hah, nie bądź głupia Rose. - Pomyślałam. Jednak szybko wróciłam do rzeczywistości. Mama nie mogła czekać. - Dziękuję, za pamięć. Taty nie ma? Jak zwykle w sumie, głupio pytam. -odparłam z żalem w głosie, nie widywałam go praktycznie w ogóle, jak on wyglądał? Zarośnięty i przy kości? Nie, to przecież listonosz. Mój ojciec był elegancji, chodził w garniturze, był wysoki i zadbany. - Nie ważne, nie było pytania. Idę do szkoły, bo jeszcze się spóźnię. 

W drodze do szkoły strasznie zaczęła boleć mnie głowa. Czasem tak miałam, ale tym razem ból był dwa razy mocniejszy, nie do wytrzymania. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam odliczać od dziesięciu do zera. Nie pomogło, przed moimi oczami ukazał się pewien obraz, tak jakby sen na jawie. Jestem pewna, że każdy widok mogę zapomnieć, ale nie ten. Znak? Ale od kogo? Boga, zgłupiałam już do reszty, widzę zmarłych i w dzień powszedni myślę o Bogu. Próbowałam pozbyć się z pamięci widoku twarzy kobiety, która zabiła się na moich oczach. A ja wyławiałam ją z wody, później trzymałam jej dłoń. Udało mi się, jeszcze oddychała. Ale kiedy przyjechała karetka kobieta padła trupem. Cholera jasna. Nie zapomnę na długo jej twarzy, tego miejsca, tego co miała wtedy na sobie, jej oczu, tamtego pomostu i drogi do niego, tej tafli wody, drabiny, karetki i lekarzy, którzy wtedy przyjechali. Obudziłam się w szpitalu, poznałam jednego lekarza, był z mojej wizji, tylko nieco starszy. Czyżby to wszystko wydarzyło się naprawdę  Nie umiałam sobie tego wszystkiego racjonalnie wytłumaczyć.